– Nasz jacht jest jak trzypokojowe mieszkanie. Wzięliśmy na niego kredyt, który spłacimy za 20 lat – mówią Ania i Bartek Dawidowscy. Razem z dwójką małych dzieci opuścili Warszawę i od pięciu lat żyją na wodzie podróżując po Karaibach. Tylko wakacje spędzają w Polsce.
Michał Radkowski
Ania i Bartek wcale nie poznali się na wodzie. Ani w powietrzu. Choć on jest pilotem samolotów pasażerskich. Ani na Giełdzie Papierów Wartościowych, gdzie ona, ekonomistka, doradzała spółkom.
Pierwszy raz spotkali się 11 lat temu na nartach we Włoszech. To tam Bartek zaprosił Anię na swój rejs na Karaiby. Zgodziła się, choć nigdy wcześniej nie żeglowała. Spodobało się. Na tyle, że zostali parą. – Od razu mi powiedział, że chce mieszkać na łodzi – wspomina Ania.
Kilka miesięcy później rozmawiają o planach na przyszłość. On: – Chcę mieć dzieci, z którymi będziemy podróżować na łodzi. Co ty na to? Ona: – Ok. On: – To co, oświadczasz mi się? Ona: – Może być. On: – No to jesteśmy zaręczeni.
– Wyszło na to, że to ja mu się oświadczyłam – śmieje się Ania. Był ślub. I podróż na Florydę, gdzie upatrzyli sobie trimaran – trzykadłubowy jacht. Ich przyszły dom. 15 m długości, 12 m szerokości. – Jest jak trzypokojowe mieszkanie. Kupiliśmy go za połowę ceny, ale nadawał się do generalnego remontu – opowiada Bartek. Przez miesiąc, po 16 godzin na dobę, przygotowywali jacht do rejsu przez Atlantyk. Przepłynęli nim do stoczni w Szczecinie. Tam przez rok był remontowany.
Luksusowo i ekologicznie
W tym czasie urodziło im się dwóch chłopców. Dziś Kuba ma 6,5 roku, a Julian – 5 lat. Ania z Bartkiem sprzedali mieszkanie w Warszawie. Ona zrezygnowała z udziałów w swojej firmie. On nadal jest pilotem. Z długim stażem. – Dzięki temu mam elastyczny grafik i sam decyduję, kiedy będę latał – opowiada Bartek.
We wrześniu 2015 r. jacht był gotowy. Zabrali ubrania, książki, naczynia, gitarę, perkusję i wprowadzili się na pokład. – Czułam, że chcę wyjść ze strefy komfortu, jaką się ma na lądzie. Gdy poznałam Bartka, wiedziałam, że to zrobimy. To jest nasz sposób na życie: totalna wolność, ciągła podróż, samowystarczalny dom – ekscytuje się Ania.
Zmywarka, kuchenka, lodówka, zamrażarka – to w kuchni, w środkowym kadłubie. W pozostałych – pokoje. Ten kolorowy, z zabawkami i pluszakami – dla chłopców. Z dużym łóżkiem, komodami i lustrem na ścianie – to sypialnia Ani i Bartka. Są jeszcze dwie łazienki, małe biuro z miejscem na laptopa, drukarkę i drona oraz salon z narożną sofą i kilka schowków (z pralką, dodatkową lodówką czy łóżkiem dla gości).
Jacht jest ekologiczny i samowystarczalny. Energię pobiera z paneli słonecznych umieszczonych na pokładzie. Rocznie zużywa ok. 400 litrów paliwa. Dawidowscy silnik włączają głównie podczas manewrów w porcie lub kotwicowisku. Na morzu płyną z wiatrem. – Nie musimy kupować wody, bo korzystamy z morskiej, która przechodzi przez system odsalania i mineralizacji. Smakuje lepiej niż butelkowana – zachwala Bartek.
Pilot Bartek, blogerka Ania
Ze Szczecina wypłynęli na zachód. Zatrzymali się w Anglii, Portugalii, na Maderze i Teneryfie. Po trzech miesiącach zacumowali na Karaibach. Stąd jeszcze płynęli do Nowego Jorku i na Bahamy. Latem, gdy trwa sezon huraganowy, nie żeglują. – Zostawiamy jacht w Surinamie i wracamy na trzy miesiące do Polski – mówi Ania.
Najtrudniejsze były pierwsze dwa lata. – Psuło się wszystko, pompy z wodą, autopilot, były problemy ze sterem i żaglami. Wszystko naprawialiśmy sami. Do tego małe dzieci, trudne warunki pogodowe. Było stresująco, ale nie żałowaliśmy naszej decyzji ani przez chwilę – zapewnia Ania. Jak się utrzymują? – Kupiliśmy droższą łódkę, bo zależało nam na wygodzie. Musieliśmy zaciągnąć kredyt hipoteczny, który spłacimy za 20 lat – mówi Bartek. Co miesiąc na tydzień leci do Nowego Jorku. Pracuje w liniach lotniczych United, na trasach do Europy. Dawidowscy zarabiają też na rejsach, które organizują. Wtedy na pokład jachtu zabierają kilka osób. Mają także patronów, którzy wspierają finansowo ich produkcje wideo. Relacje z wypraw Ani i Bartka można śledzić w mediach społecznościowych. Ania prowadzi podróżniczego wideobloga SailOceans.com, na którym – jak pisze – “promują alternatywny styl życia poza systemem”.
Casting na nianię
– Jesteśmy wariatami, ale nie płyniemy na spontanie. Zanim wyruszyliśmy na Karaiby, czytaliśmy blogi par, które podróżują tak jak my. Zrobiliśmy kurs pierwszej pomocy, mamy świetnie wyposażoną apteczkę. Bartek to megaodpowiedzialny facet, jest perfekcjonistą i wszystko skrupulatnie przygotował. Bierzemy pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo naszych dzieci, ich wychowanie i edukację – mówi stanowczo Ania. Na razie chłopcy bawią się z rodzicami i nianią. To 25-letnia Kasia, która dwa lata temu wygrała “casting”. Ania z Bartkiem wrzucili do sieci ogłoszenie, że szukają dziewczyny do opieki nad chłopcami. – Dostaliśmy 600 zgłoszeń. Wybraliśmy Kasię, bo zna angielski i francuski, jest żeglarką, chciała przeżyć przygodę życia i nam pomóc – mówi Ania. W tym momencie szukamy osoby na następny rok.
Kuba i Julian codziennie na pokładzie jachtu mają dwie godziny zabawy połączonej z nauką rysowania i pisania. Dawidowscy opłacili dziewczynie bilety lotnicze w obie strony, pokrywają wszystkie wydatki podczas rejsu i płacą kieszonkowe.
Dziś Karaiby, jutro Pacyfik
Gdy Ania z Bartkiem cumowali do brzegu na dłużej, to posyłali chłopców do lokalnego przedszkola, by mieli kontakt z rówieśnikami. Co dalej? – Chcielibyśmy, żeby do końca podstawówki chłopcy uczyli się na łódce. Jesteśmy w stanie sami realizować program szkolny, zatrudnimy też kolejną opiekunkę i nauczycielkę. Słyszeliśmy o programach on-line do nauki dla dzieci – mówi Ania. W grę wchodzi też posłanie chłopców do szkoły. Już teraz 90 proc. czasu Dawidowscy spędzają na lądzie. – Śpimy na jachcie, ale żyjemy wśród ludzi – mówią. Najbardziej zauroczyła ich Saint Lucia. – Wyspa, która zachowała swój charakter i nie poddała się turystycznym wymogom. Rastamański styl, natura, soczystość, zieleń i dwa Pitony, czyli wzniesienia wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, na widok których dostaję niesamowitej energii. To nasz karaibski dom – opowiada Ania.
Bartek ma 45 lat. Ania – 37. Plany? Za kilka lat chcą popłynąć na Pacyfik. W przyszłym roku planują przepłynąć do Polski na mały remont. Musi być gotowy na tak daleką wyprawę. – Tym bardziej, że to podróż na co najmniej 10 lat – zapowiadają.