(Dzień 11 -14) Przepraszam, że nie pisałem, ale jak zwykle nudy nie było i do tego wytrzepało nas solidnie. Wczoraj wiało 30-40 węzłów, czyli momentami klasyczne 8 Beauforta. Według mądrych książek to już nie przymierzając sztorm. I tak by trochę było, gdyby nie to, że ustawiliśmy się do niego tył..em i całkiem komfortowo i szybko nam się jechało na 3 refie na grocie i całym foku. Razem jakieś 80 m 2 żagla. Jak się okazało w sam raz. I gdyby nie dzikie wiraże na 4-5 metrowych falach podjeżdżających pod rufy oraz walenie ich w skrzydła to byłoby zupełnie spoko. No może za wyjątkiem tych niewiarygodnych surfingów kiedy cała łódka co rusz sztywniała i zjeżdżała z co większej fali podchodząc często po 20 węzłów maksymalnej prędkości. Kiedy w tedy wpadła na pomysł by radykalnie skręcić to kilka razy zdarzyło się, że poleciało parę rzeczy z blatów i stołów. Tak na przykład katastrofę ekologiczną w wejściu z kokpitu do kuchni zrobiła butelka oleju, która zlądowała z kuchenki na podłogę i zrobiła plac poślizgowy.
Było przy tym co nie miara roboty by to zneutralizować zanim olej rozniesie się po pokładzie, który na dzień dobry już jest śliski. W każdym razie sztorm sztormem, ale udało nam się zagrać w Osadników z Catana, zrobić chleb i bagietki, oraz ponad 200 mil za wczorajszą dobę. A propos to za nami 2300 mil, a do Kanału zostało 1300. Ekscytacja na pokładzie rośnie i każdy liczy czy zdążymy na Dzień Dziecka ;).
Dzisiaj rano po przejściu frontu i sztormu wypogodziło się pięknie, ale jak to z zimnym frontem zrobiło się zimno. Musiałem się w końcu poddać i założyłem pierwszy raz od półtora roku buty i skarpetki. Dziwne uczucie, ale pewnie się przyzwyczaję ;). Dzisiaj dzień napraw i przeglądów po wczorajszej jeździe na łeb na szyje. Absurdalnie płyniemy z tą samą prędkością, bo na pełnym grocie i genakerze, ale dużo spokojniej po relatywnie płaskim morzu, bez skoków, walenia i wiraży, no i co najważniejsze z suchym pokładem. Idąc tym tropem po przeglądzie łódki okazało się, że nieco nam wody się dostało do niektórych pomieszczeń w zewnętrznych kadłubach i musieliśmy zarządzić ogólne suszenie, porządki i uszczelnianie przecieków.
Chłopaki rzucili się z entuzjazmem do roboty, więc już wszystko gra. Jesteśmy więc przygotowani na kolejne ciężkie warunki. Na szczęście z prognozy wynika, że przez conajmniej kilka dni możemy gnać prosto do Kanału La Manche i nic nam nie powinno przeszkadzać, ani zmuszać do zmiany kursu. Jeszcze wczoraj prognoza groziła nam dwoma niżami za 5 dni, ale jak to prognoza na pięć dni ma szanse 50%, więc niże ku naszej uciesze rozpłynęły się i to grupowo. Hit. Z tej samej prognozy wynika również, że ten super korzystny wietrzyk który mamy dzisiaj obróci się za rufę prędzej czy później. Na to również jesteśmy przygotowani, bo dziś rano zrobiliśmy próbę poszytego przez nas ręcznie spinakera i dokonaliśmy jeszcze małych poprawek i wydaje nam się, że teraz powinien sensownie zadziałać. Trzymajcie więc kciuki, bo jak nie to z wiatrem będzie nam ciężko skutecznie do przodu jechać na samej gieni przy tak lekkich wiatrach jak się zapowiadają.
Po tych wszystkich naprawach i pysznościach jakie dzisiaj Ania wyczarowała z kuchni i cukierni zebrało nam się na głębsze tematy i zeszło na to jak i ile nami steruje z podświadomości i jak bardzo umysł radzi sobie z masą informacji doświadczeń w naszym życiu schematyzując, kategoryzując i szufladkując. Ukłoniliśmy się też naszej intuicji dzięki której jesteśmy w stanie dalej odnieść się świeżo i bez schematów do nowej osoby, wydarzenia, czy sytuacji nie koniecznie używając standardowego rozwiązania, czy etykietki jaką przypiął by temu nasz umysł.
Takie tam rozważania ludzi po środku wodnego pustkowia 400 mil od Azorów, 700 od Nowej Funlandii i dobrze ponad 1000 już od Bermudów. A propos, czujemy się już bliżej Europy niż Ameryk. Mimo, że teoretycznie przez 15 lat latania Boeingiem w poprzek Atlantyku przyzwyczaiłem się, że granicą obszarów kontroli lotów nad oceanem z Kanady i z Irlandii jest południk 30 stopni zachód, a my jesteśmy dopiero na 36 stopniu, to jednak mniejszy dystans do europejskich Azorów niż do Kanadyjskiej Funlandii daje to miłe poczucie, że już trochę z górki. Jak jutro uda się przekroczyć 2500 mil to już zdecydowanie będziemy czuć, że jest z górki zakładając, że cała trasa wyniesie około 5000 mil. Za kilka dni jak wejdziemy w zasięg helikoptera ratunkowego z Hiszpanii, czy Portugalii to również da poczucie większego komfortu. Póki co musimy być mega ostrożni i konserwatywni w sowich decyzjach i posunięciach, bo zdajemy siebie sprawę, że tutaj jesteśmy w zasadzie zdani sami na siebie. Jakakolwiek poważna awaria czy w ogóle choroba, czy wypadek miałyby w takim położeniu wielokrotnie poważniejsze skutki. To nie znaczy, że nam odbije i przestaniemy myśleć co robimy jak zobaczymy linię brzegową Francji, ale nie mniej jednak miło będzie mieć ten dodatkowy zapas bezpieczeństwa. A propos linii brzegowej Francji to powinniśmy ją zobaczyć za około tydzień przy aktualnej prędkości i prognozach. Trzymajcie kciuki.
Pozdrawiamy i całujemy i oprócz naprawy spinakera i sztormowych fotek przesyłamy Wam piękny wschód słońca.
Ania, Jacek, Paweł, Piotrek, Robert i Bartek
Zapraszamy na kolejne relacje prosto z Oceanu.
Jeżeli czujesz, że nasza twórczość jest dla Ciebie wartościowa i wnosi do Twojego codziennego życia radość to dołącz do nas i wesprzyj nasze działania. Będziemy mega wdzięczni za Twoje wsparcie.
Zapraszamy do dołączenia do naszej grupy Patronów, którzy min. mogą śledzić Bartka online w naszej zamkniętej grupie LOVE BOAT na facebooku:
https://www.facebook.com/groups/2314256138815617
Aby dołączyć do nas zapraszamy po więcej informacji tutaj: https://pl.sailoceans.com/wspieraj-nasza-tworczos
Dziękujemy,