Ukręcony ster! No cóż nie ma lekko. Dzień dziecka w Polsce poszedł się …. grzebać :D. Za każdym razem jak człowiek się rozluźnia i już zaczyna myśleć, że jest prawie na miejscu to wtedy lubią się dziwne rzeczy dziać. Najpierw ster dziwnie się zaczął zachowywać w ciągu ostatnich dwóch dni. Stawaliśmy kilkakrotnie w dryf i kalibrowaliśmy wskazania steru i punkty odniesienia dla autopilota.
Oczywiście miało to mierny efekt, bo już wtedy ster nieco się przekręcał wokół osi czy trzonu. Wczoraj dostał takiego szału, że zdecydowałem się jeszcze raz skalibrować go, ale gdy zdjęliśmy żagle i zapaliliśmy silnik to okazało się, że kompletnie straciliśmy sterowność. No i stała się taka rzecz której w żaden sposób nie byłem w stanie przewidzieć. Ster wcale nie urwał się, a ani na dole, ani na górze, nie złamał się, nie strzeliła hydraulika, tylko wszystko na górze świetnie działało jak należy, a łódka dalej płynęła jak chciała.
Jak stanęliśmy to nagle wpadł mi do głowy prosty pomysł, by po prostu zajrzeć z rufy do wody i tu pełne zaskoczenie. Płetwa swobodnie majtająca się wokół osi podczas gdy ramię steru na górze pozostaje nieruchome. Prosta acz zaskakująca diagnoza. Jakimś cudem oś ukręciła się od żeber stelarza na który laminowana jest płetwa steru, ale kolejnym cudem płetwa nie spadła do morza i nie pożegnała nas całkowicie. Oczywiście ta druga część jest super, bo daje nam możliwość szalonej, ale możliwej naprawy. Rzucamy się do naszej arktycznej pianki nurkowej, konstruujemy system lin i bloczków prowadzący do oryginalnego koła sterowego, po czym nurkujemy. Najpierw Piotrek próbuje założyć wyblinkę, czyli taki dwupętlowy węzeł na płetwie steru, ale pianka wynosi go tak mocno, że nie jest w stanie zanurkować, a fala co chwila go rzuca na wszystkie strony więc próba celowania bosakiem po godzinie kończy się fiaskiem.
Dochodzę do wniosku, że albo uda mi się szybko i zgrabnie z tym rękach zanurkować, albo musimy wołać o pomoc, biorąc pod uwagę zbliżającą się noc, brzeg najeżony skałami, oraz obszar bardzo silnych prądów, które ze sterowną łódką czynią cuda. Narazie położenie jest bezpieczne około 20 mil od angielskiego brzegu, ale jak sami widzicie ta sytuacja może się bardzo szybko zmienić. Wskakuję wie.c w mokry kombinezon po Piotrze, Keeler wpada na świetny pomysł by ustabilizować pętle (dwie razem ze sobą) taśmą izolacyjną, chłopaki w tym czasie dopracowują system bloczków, a ja wskakuję z 8 kilogramami ołowiu by pianka tak mnie na powierzchnię nie wyrzucała jak Piotrka. No i dalej wynosi, ale wyczekuję, aż jedna z większych fal majtnie rufą do góry, wskakuję pod nią, odpychając się jedną ręką w dół od dna łódki pcham się w dół i łapię drugą dolną krawędź steru i kolejnym ruchem zarzucam pętlę. wynurzam się, ale krzyczę do chłopaki by zacisnęli pętlę by się upewnić, że się prawidłowo ułoży, bo w którymś momencie mam schizę, że jest tyłem na przód. Ale nie. Jest git pętla chwyta zaciska się. Chłopaki i Ani trzymają napięcie na linach. Wiążemy je razem. Naciągamy bloczkiem i ster gotowy. Działa!!! Ruszamy na silniku. Działa!!! Co prawda odwrotnie, bo pokręciły nam się zwoje na kole sterowym i trzeba kręcić kołem w lewo by płynąć w prawo. Ale działa. Przez kilka godzin jedziemy na silniku, bo wydaje mi się, że to najstabilniejsze rozwiązanie, by nie nadwerężać naszej cudnej prowizorki i nie spowodować przetarcia lin na krawędzi tylnej steru. Jednak póżniej następuje moment oświecenia, że przecież śruba produkuje opływ wody na sterze wielokrotnie szybszy niż nasz prędkość i jeśli przerzucimy się na napęd żaglowy to może będzie trochę mniej stabilny kurs, ale za to opór wody na linach będzie wielokrotnie mniejszy. I tak od wczoraj wieczoram płyniemy na genui, całkiem zgrabnie. Najpierw 3-4 węzły, ale teraz gdy wiatr powrócił do 20-25 węzłów to już bliżej 7-8 węzłów po wodzie. No właśnie nie na dnem, bo właśnie wpłynęliśmy w obszar bardzo silnych prądów pływowych i jeszcze przez dwie godziny będzie nas prąd odpychał od celu prosto w nos z siłą 3-4 węzłów. To i tak pikuś, bo na szczęście jak pojawił się zasięg komórkowy to ściągnąłem natychmiast mapę prądów i okazało się, że gdybyśmy popłynęli kursem wprost do celu blisko brzegu to praktycznie stanęlibyśmy w miejscu, bo tam prąd przekracza 6 węzłów. Wybraliśmy więc znaczny łuk wygięty na północ trzymając na dystans północno-zachodni cypel Francji. Wystarczyło kilka mil od brzegu by zredukować o połowę prędkość prądu. W międzyczasie dałem znać Ani oraz naszemu aniołowi-stróżowi Adamowi o całej sytuacji i już zorganizował nam jakiś lokalny kontakt w Cherbourgu, który nam pomoże z logistyką i naprawą.
Z tym Cherbourgiem to w ogóle jest niezła heca. Bo w 2014 roku kiedy płynęliśmy z Nowego Jorku do Polski właśnie w Cherbourgu ukręciła nam się śruba i okazało się, że jest tam miejska rampa, na której bez problemu można stanąć na wysokiej wodzie i jak woda odpłynie, bo tu pływy są kilkumetrowe to łódka stoi na sterze, brzuchu i dwóch minikilach na zewnętrznych kadłubach i można naprawiać. Wtedy zajęło nam czekanie na część zamienną z Volvo około tygodnia. Jestem wdzięczny Asi Pajkowskiej, że dotrzymała mi wtedy towarzystwa, kiedy reszta załogi zdezerterowała do Polski :D. Nomen omen odbyliśmy potem przemiły rejs do Polski we dwoje. Dziękuje @Asia Pajkowska :* i pozdrawiam prawie z Cherbourga. No dobra, ale wracając do sedna sprawy. Po pierwsze jestem wdzięczny kosmosowi, że jak zwykle mam masę szczęścia w nieszczęściu, bo jeśli to by nam się kompletnie ukręciło kiedy ścigaliśmy się z niżem, to po pierwsze przez kilka dni dryfowalibyśmy czekając na mniejszą falę, która pozwoliłaby na naprawę. Pod drugie niż rozjechałby nas na płasko, bo nawet w kontrolowanej przez nas pozycji, gdzie miało być 30 kilka węzłów były podmuchy do 50, więc nie chcę nawet wiedzieć jak skończyłoby się dryfowanie bokiem do lub tyłem do fali jeszcze większej niż te 5-6 metrów, przed którymi myśmy uciekali. Krótko mówiąc zepsuło się w najlepszym możliwym miejscu. Później też mogłoby być mega niebezpiecznie jakbyśmy nagle stracili sterowność na przykład w cieśninach duńskich w czasie silnego bocznego wiatru jaki mieliśmy w prognozie. Tu mieliśmy 20 mil do najbliższego brzegu, prognozę na wiatr który jak najlepiej nam pomaga dopłynąć do Cherbourga, około 10 mil zapasu do toru wodnego i środek dnia. Jak to pięknie Jacek ujął sytuacja była i jest ch….a, ale stabilna ;). Przecięliśmy tor wodny choć kilka statku wyglądało jakby chciały nas rozjechać to udało się bez awantury na radiu, a teraz bawimy się z prądami pływowymi. Chłopaki dzielnie sterują ręcznie i nawet nieźle im to idzie mimo tego, że czasami lekko się linki ślizgają na kole sterowym i mimo tego, że działa odwrotnie. Nawet jest pewnego rodzaju podnieceni na pokładzie, że wreszcie zaczęło się prawdziwe, żeglowanie. Sterowanie ręczne, sztormiaki, kalosze, zimno, noc, podwójne wachty, etc. Widać dotychczasowe luksusy już im bokiem wyszły. Jeszcze godzinę i prąd się obróci i zacznie nas pchać, więc spokojnie przed nocą powinniśmy zaparkować bezpiecznie łódkę w Cherbourgu.
Trzymajcie kciuki. Buźka.
Zapraszamy na kolejne relacje prosto z Oceanu.
Jeżeli czujesz, że nasza twórczość jest dla Ciebie wartościowa i wnosi do Twojego codziennego życia radość to dołącz do nas i wesprzyj nasze działania. Będziemy mega wdzięczni za Twoje wsparcie.
Zapraszamy do dołączenia do naszej grupy Patronów, którzy min. mogą śledzić Bartka online w naszej zamkniętej grupie LOVE BOAT na facebooku:
https://www.facebook.com/groups/2314256138815617
Aby dołączyć do nas zapraszamy po więcej informacji tutaj: https://pl.sailoceans.com/wspieraj-nasza-tworczos
Dziękujemy,
Ania Dawidowska
10 komentarzy
Uff, czytałam jak dynamiczną powieść akcji.
Pięknie to Bartku podsumowałeś, że zepsuło się w najlepszym możliwym momencie i miejscu.
Wspieram duchowo i jakoś tak właśnie poczułam, że z tego koniecznego przystanku w Cherbourgu jeszcze dobre rzeczy wynikną, których byście w żaden inny sposób nie wymyślili i nie zmaterializowali.
Ślę dobre energie, bo z wiatrami i prądami i pływami radzicie sobie dobrze
Hej Beata!
Dziękujemy. Cieszę się, że się podobało. Nam też zapierało dech w piersiach :D. Przyznam, że był taki moment jak już Piotrek walczył ponad godzinę z założeniem tej pętli na ster i mimo, że parę razy było blisko to jednak się nie udawało. kiedy poczułem jak czai się zwątpienie i alternatywa wzywania pomocy i holowania kawał drogi do jakiegoś losowego portu. To bł moment takiej medytacji i znalezienia spokoju i dystansu w sytuacji, która wydawała się coraz bardziej beznadziejna. TO właśnie wtedy podjąłem decyzję, że to jest ostatni moment by spróbować zanurkować do samego dołu płetwy z większym obciążeniem na pasie balastwoym natychmiast, bo za chwilę zajdzie słońce. I udało się! Dziękujemy i przyjmujemy jak najwięcej dobrej energii, abyśmy już bez żadnych hec dopłynęli do Gdańska. Właśnie godzinę temu rozplątywałem i rozcinałem sieci rybackie, które poprzedniej nocy zaplątały się w naszą śrubę i przy okazji przeprowadziłem inspekcję steru od góry do dołu i cała nasza naprawa świetnie się trzyma i działa. Mnóstwo serdeczności.
Bartek wraz z niesamowitą załogą.
Bartku wraz z niesamowitą Załogą, pięknie dziękuję za odpowiedź na mój komentarz i dodatkowe detale Waszej żeglarsko-medytacyjno-dramatyczno-zwątpieniowo-entuzjastycznej przygody.
W sumie nie jestem zaskoczona. Na tyle, na ile poznałam Ciebie i Anię z Waszych postów i filmików to tak właśnie sobie wyobrażam Twoje prowadzenie Poly i Załogi. Dobrze, że jest Wam już dobrze!
Chcę tylko lekko nakierować na właściwy kurs tę jedną intencję, bo zakładam że jest wynikiem chwilowego zmęczenia zmieszanego z poczuciem szczęścia, że całość na taki pozytywny przebieg mimo niebezpiecznych zdarzeń:
“abyśmy już bez żadnych hec dopłynęli do Gdańska”
Ależ ja Wam życzę hec- jak najwięcej, jak najbardziej niespodziewanych i pozytywnych w skutkach dla każdego Załoganta i dla Ciebie
Załączam tyle energii, serdeczności i dobra w każdej postaci, ile Wam potrzeba do szczęśliwego przypłynięcia do Gdańska.
Niech Wiatry i Bogowie Wam sprzyjają!
Za kilka godzin będę się mogła z Wami jeszcze bardziej energetycznie połączyć, bo na kilka godzin wybieramy się pożeglować na Zegrzu ⛵
Łączymy się zatem żeglarsko już z Niemiec :). Dziękuję za sprostowanie intencji :*. Bartek
Cudownie Bartku!
Niech jeszcze lepsze intencje się nam materializują.
Do zobaczenia podczas Waszego pobytu w PL
Pozdrawiam całą Załogę Poly ⛵
Pełen szacun dla Bartka i załogi Poly.
Ja miałem awarię steru (po prostu go urwało) przy zwykłym halsie na jednym z mazurskich jezior i mało nie zaliczyliśmy wywrotki, a co dopiero otwarty Ocean i walka z żywiołem w pełnej jego krasie.
Kto nie wie, jak to jest kiedy nie masz żadnej sterowności, ten nie wie.
Na szczęście skończyło się dobrze.
Ahoj i pomyślnych wiatrów.
Hej Robert!
Bardzo dziekuję również w imieniu całej załogi. Jak zwykle okazało się, że kolektywna myśl techniczna nie ma sobie równych. Szybko ogarnęliśmy sytuację i w zasadzie stworzyliśmy alternatywne urządzenie sterowe w kilka godzin. Najpierw płynęliśmy bez steru na zrównoważonych żaglach, ale wiadomo, że to ma krótkie nogi i w ten sposób nie da się bezpiecznie do portu wjechać, więc później zatrzymaliśmy się w miejscu gdzie nikomu nie wadzimy dryfując i dokonaliśmy wcześniej obmyślanej i przygotowanej naprawy. Szczęście dopisywało, bo był to pierwszy dzień od chyba tygodnia kiedy fala była na tyle spokojna, że dało się zanurkować bez zbytnich ataków ze strony skaczącej rufy. W każdym razie dziękujemy za uznanie tym bardziej od kogoś kto sam doświadczył tego mało przyjemnego uczucia kiedy łódka przestaje się słuchać steru. Mnóstwo serdeczności. Bartek z całą ekipą.
Polecam zaopatrzyć sie w aparat do nurkowania zasilany z akumulatora (np firmy airbuddy itp) pozwala na nurkowanie do 10m i do 1h …wydaje się idealny przy tego typu awariach i mieszkaniu na wodzie.
Hej Mariusz! Super pomysł. My mamy takie małe butle awaryjne i kompresor na pokładzie, więc jak jest potrzeba to jak najbardziej go używamy. Tutaj zupełnie wystarczył mi własny oddech. Mnóstwo serdeczności. Bartek