Dzień 10. Hej Kochani! Wczoraj i dzisiaj zadziało się kilka psychologicznie znaczących rzeczy. Po pierwsze stuknęło nam na liczniku, który zamontowaliśmy z Anią na łódce po jej zakupie w 2014 roku równe 50000 mil morskich. Wszystkie nasze. Osobiście nie byłem obecny tylko na 700 z nich kiedy Ania z dzieciakami i kolegą przepłynęli z Lizbony na Kanary. Uruchomiła mi się masa wspomnień, które mimo bardzo intensywnego początku są raczej z tych mega pozytywnych. Nasze dzieciaki w tym czasie dorastały od niemowlaków. Ania wypiękniała wewnątrz i na zewnątrz. We mnie też się dużo zmieniło, mam nadzieję na dobre. Łódka też się z nami i my z nią dotarliśmy. Jak teraz płyniemy zdecydowanie nominalnie trudniejszą trasą niż na Karaiby i czuję z jaką lekkością i w jakim komforcie nam to przychodzi to zdaje sobie sprawę, że ta zmiana jest refleksją tej na głębszą skalę w całym naszym życiu. Mimo trudniejszych warunków jest jakoś łatwiej, bardziej z dystansem, mądrzej.
Jak się coś psuje to mniej się człowiek denerwuje tym co się stało, a bardziej koncentruje nad tym co z tym zrobić. U mnie coraz więcej pojawia się też wdzięczność dla Ani i dla dzieciaków za to jakimi cudownymi mimo, że często trudnymi nauczycielami są dla mnie. Przeglądam się w ich trojgu jak w lustrach, które pokazują mi to czego wcześniej nie wiedziałem o sobie. Czasami jest trudno, ale im więcej tego człowiek wyrzuca i zostawia za sobą tym lżej się żyje z samym sobą jak również z innymi, ale też dla innych, a szczególnie tych najbliższych. Przeszliśmy tyle razem przez te ostatnie 50000 mil, że niejedno życie można by tym wypełnić. Cieszy mnie, że odnajduję partnera w Ani w coraz to głębszych sferach. Widzę jak zagłębiamy się w siebie coraz bardziej wraz z tymi milami za rufą. Cudne to. Dziękuję Ci Skarbie za to, że nie zabrakło Ci odwagi i determinacji w trudnych miejscach, za to, że uwierzyłaś w ten pomysł, za to że mi zaufałaś i za to, że stałaś się tak fundamentalną częścią tego czym razem żyjemy. Dziękuję. Dziękuję też Wam wszystkim za bycie z nami i poświęcanie nam swojej uwagi. Ale się zrobiło refleksyjnie.
Po drugie psychologicznie znaczące przekroczyliśmy 1/4 drogi, ale co najważniejsze zostało nam mniej niż 2000 mil do wejścia do kanału La Manche. Ten kanał jest znaczący, bo jednak w razie jakiejś poważnej awarii za tydzień będziemy już w zasięgu helikoptera przez całą resztę trasy. Nie mówię, że człowiek powinien mniej uważać, ale jednak ciśnienie z tyłu głowy trochę spada w takim momencie i jest to poczucie, że już jest jednak bardziej z górki.
Z bardziej codziennych i przyziemnych spraw to kontynuujemy slalom gigant wśród niżów, wyżów i frontów. Prognozy mega pomagają. Ustawiamy się tak by cały czas jak najlepiej pasował nam wiatr. Niestety w menu nie ma prawie baksztagu, więc musimy trochę kręcić się zygzakiem, bo prosto z wiatrem na genui i grocie nie da się na tej łódce. A propos, to zaczęliśmy szyć spinakera. Idzie nieźle. Jest szansa, że znów będziemy mogli żeglować prosto z lekkim wiatrem. Oczywiście w wersji połatanej nie będziemy go nawet próbować przy 20 węzłach wiatru, ale myślę, że tak do 15 będzie ok. Znaczy mam nadzieję. Trzymajcie kciuki. Buziaki od całej załogi.
Zapraszamy na kolejne relacje prosto z Oceanu.
Jeżeli czujesz, że nasza twórczość jest dla Ciebie wartościowa i wnosi do Twojego codziennego życia radość to dołącz do nas i wesprzyj nasze działania. Będziemy mega wdzięczni za Twoje wsparcie.
Zapraszamy do dołączenia do naszej grupy Patronów, którzy min. mogą śledzić Bartka online w naszej zamkniętej grupie LOVE BOAT na facebooku:
https://www.facebook.com/groups/2314256138815617
Aby dołączyć do nas zapraszamy po więcej informacji tutaj: https://pl.sailoceans.com/wspieraj-nasza-tworczos
Dziękujemy,
Ania Dawidowska