Kolejne dni na Oceanie … Mamy dwie wiadomości. Ta dobra to, że mamy genialną łódkę i udaje nam się żeglować z prędkością wiatru. Ta zła to to, że wieje 3-4 węzłów. Cały czas ganiamy się z panującą w tej okolicy ciszą. Niestety spóźniliśmy się o pół dnia i wiatr, który był niedaleko stąd na północ odpływa nam na północ. Na szczęście mamy kozła ofiarnego. Czekaliśmy przed startem na FedEx z Polski, który miał najpierw przylecieć w środę, potem utrzymywał, że dowiozą do czwartku wieczorem, kiedy jak się potem okazało nie było takich szans, bo przesyłka dopiero teraz jest w Memphis w USA. Fajnie jest mieć więc na kogo zwalić opóźnienie. Tak na prawdę jakoś mocno się nie przejmujemy dopóki da się cały czas jednak żeglować i nie trzeba uruchamiać silnika by w ogóle się ruszać. Patrzymy też na pogodę już w pasie wiatrów zachodnich między 30, a 40 stopni szerokości północnej gdzie mamy skręcić już prosto do Europy. Nie ma tam nic naglącego. Póki co nie pojawia się żaden niż, który dyktowałby, że musimy się pojawić tam w jakimś precyzyjnym czasie.
Używamy więc ten czas na więcej relaksu oraz doglądania i ulepszania pewnych rozwiązań lub sprzętów na łódce. Wczoraj był moment kiedy wiało całe dwa węzły, więc zrzuciliśmy grota i zrolowaliśmy genaker,, wyłączyliśmy autopliota i powskakiwaliśmy w cudnie przezroczystą, chłodną toń o głębokości 3 km. Było to niesamowicie orzeźwiające. Jacek przy okazji wpadł na pomysł jak obejść moją niechęć do pozwalania na picie wina na pokładzie. Wziął butelkę wina i kieliszki dla wszystkich i wyskoczył za burtę, po czym uraczył prawie wszystkich małym winkiem pływających żabką dyrektorską. W ogóle muszę przyznać, że poczucia humoru i pomysłowości to tutaj deficytu chyba nigdy nie będzie. Próbowaliśmy odpalić drona. W związku z tym, że coś telefon nie kontaktował z kontrolerem do drona wyczyściłem kwasem styki. Samsung niestety jest ode mnie mądrzejszy i natychmiast zaprotestował, że gniazdo USB jest mokre i nie wolno do niego nic wkładać, więc z latania nici. Natomiast próbując kolejny trik by osuszyć gniazdo wydobyłem suszarkę do włosów (starym wilko morskim w głowie się tu nie zmieściło, że na łódce bez generatora, na której silnik od 4 dni nie ładował akumulatorów tak sobie pozwalam, ale do tego wrócimy) i po rzeczonej kąpieli z winem w ręku postawiłem Jackowi jego białą grzywkę tak, że przez resztą dnia wyglądał jak Sean Connery w “Polowaniu na czerwony październik”. Na wszelki wypadek zaczęliśmy do niego ze szkockim akcentem się zwracać, by nie psuć kompozycji.
Wracając do elektryki. Mamy taki zapas , że codziennie około 1 rano akumulatory są załadowane do 100%. Dzisiaj pierwszy raz włączyłem nad ranem odsalarkę, bo ustaliłem sobie psychologiczną rezerwę 300 litrów poniżej, której nie schodzimy aż do końcowej części podróży.. Tylko dzięki odsalarce akumulatory zeszły o 7 rano najniżej do 55% co w przypadku naszych litów nie jest, żadnym problemem, bo można je swobodnie rozładowywać do pojedyńczych procent. Tak więc używamy mniej niż połowę tego co dostępne i w to w sytuacji, w której przez większą część dnia regulatory od solarów odcinają ładowanie widząc pełne akumulatory. Przy wysokiej konsumpcji typu pralka, odkurzacz, ogrzewacz, kiedy solary faktycznie ładuję cały dzień potrafią wyprodukować do 13 kilowatogodzin. Teraz odcinają produkcję po ok 7 kWh, bo nie ma gdzie tego składować. A będzie jeszcze lepiej, bo płynąć na północ i zbliżając się zarazem wielkimi krokami do letniego przesilenia niejako podwójnie wydłużamy sobie dni.
Każda więc godzina dłuższego dnia to godzina więcej ładowania baterii słonecznych, a zarazem godzina mniej rozładowywania.
W ostatnie 48 godzin udało nam się nic oprócz gniazda USB w moim telefonie nie popsuć. Mam co prawda zapasowy telefon z aplikacją DJI na pokładzie, ale okazało się, że aby ją pierwszy raz odpalić trzeba być podłączonym do internetu, więc trzymajcie kciuki za gniazdo USB w pierwszym telefonie, aby były zdjęcia i filmy z dronisława. Dane na ten moment: Log 49051 (start 48470) , wiatr 4 węzły z południowego-wschodu, prędkość 4 węzły, kurs 045, czyli północny-wschód. Pojawiają się wysokie chmury na zmianę pogody, Cieszymy się już na jakiś konkretny wiatr w ciągu kilku dni.
Dzień 5 i 6 …
Udało się wyjechać z ciszy. Najpierw pojawił się z powrotem wietrzyk ok 5 węzłów z zachodu, więc co prawda na spinakerze, ale na granicy jego możliwości do wiatru płynęliśmy cały dzień bardziej na północ niż na wschód. Chodziło o to by zdecydowanie wpłynąć w strefę konsekwentnych zachodnich wiatrów zanim uczynimy skręcimy jeszcze bardziej w prawo i w zasadzie po najprostszej linii, czyli tej wygiętej łukiem do bieguna zaczniemy zmierzać do kanału La Manche. Patrz zdjęcie mapy. Co prawda nawet na tej trasie pozostałych 2700 mil różnica między prostą linią (loksodromą), a łukiem (ortodromą), czyli najkrótszą drogą to raptem 48 mil morskich. Naturalnie więc wybór wiatru i pogody na kolejne dni jest głównym czynnikiem decydującym o naszym aktualnym kursie. Generalnie sytuacja wygląda tak, że im dalej na północ tym silniejsze wiatry i tym większa szansa bycia przejechanym przez jakiś wkurzony niż. Tak więc przez następne około 1500 mil będziemy tak wybierać kurs by nie zjechać za bardzo na północ, by nie dać sobie i łódce w kość, a z drugiej strony nie trzymać się za daleko na południe by nie zbliżyć się zbyt do panujących tu wyżu Bermudzkiego, a potem Azorskiego i utknąć w słabych wiatrach ub w ogóle ciszy.
Wczoraj w DKF (Dyskusyjnym Klubie Filmowym) grali “Kilerów 2-óch”. Jak zwykle przy okazji polskich komedii uśmialiśmy się co nie miara. Robertik nasz Czeski kompan na szczęście na tyle kuma Polski język, że większość czasu łapie nasze i fimowe kawały. A propos Kilera to Paweł zyskał ksywę Keeler. Keel z Angielskiego kil, czyli ta najgłębsza wystająca część łódki pod, którą przeciągano niegrzecznych członków załogi w starych pirackich czasach. Paweł dostał ostrzeżenie, że jak będzie złorzeczył i snuł różne czarne scenariusze, to przeciągniemy go pod kilem. Potem Oglądaliśmy “Kilera” i tak zgrabnie przystało.
Wczoraj pojawił się mały przeciek w maszynowni. Po analizie wody językiem niezbicie stwierdzono, że toniemy, na szczęście powoli. Wyniki dalszego śledztwa niezbicie wskazały na zawór zwrotny, który nieco przestał być zwrotny i zaczął przepuszczać wodę zza burty z powrotem przez pompę zęzową do zęzy, czyli najniższej części łódki w środku. Po niewielkich perypetiach i odnalezieniu nowego zaworu, mamy teraz piękny układ przedłużony nowym wężem tak, aby stworzyć syfon sięgający ponad linię wodną. Dzięki temu i nowemu zaworowi dzisiaj rano zęza jest suchutka.
Dane na ten moment: log 49432 (start 48470), wiatr 8-10 węzłów z południowego-zachodu, kurs na północny-wschód z prędkością 5-6 węzłów. Dookoła rzadko rozrzucone niezbyt rozbudowane kumulusy na ładną pogodę w ogóle nie zapowiadające zbliżającego się niżu gdyby ne obecność wysokich chmur przy wczorajszym zachodzie słońca. Robi się coraz chłodniej. Rano codziennie gromadzi się dużo rosy na pokładzie. Ania wyciągnęła kołdry i koce, by je wywietrzyć i przygotować na za kilka dni. Temperatura wody spadła z 29 C na starcie do 24 C w tym momencie. W dzień jest dalej całkiem ciepło, ale noce już zdecydowanie są chłodniejsze.
Zaczynamy poruszać się sensownie na wschód. Czas lokalny również zaczyna się nam zmieniać. To jest jedna z ciekawych osobliwości podróżowania na linii wschód -zachód, czyli po równoleżnikach. Każda dalsza taka wyprawa wiąże się z konsekwentnym przestawianiem okrętowego czasu. Szczegóły następnym razem.
Dzień 7 i 8
Witajcie Kochani! U nas już zdecydowanie zmiana taktyki na szachy lub slalom gigant między niżami nadchodzącymi z zachodu, czyli z tyłu po skręcie w stronę kanału La Manche. Do wejścia do kanału mamy aktualnie niecałe 2400 mil więc ekscytacja rośnie tym bardziej, że teraz po skręcie na wschód ta odległość faktycznie znacząco maleje codzień. Udało nam się w końcu ustawić tak jak planowaliśmy na granicy niżu od północy i wyży od południa i skręcając lekko w lewo lub w prawo staramy się trzymać w około 20 węzłach wiatru. Póki co płynęliśmy w dzień na spinakerze, a na noc zwalnialiśmy do bardziej konserwatywnego układu zarefowanego grota i pełnej genuy. Efekt taki, że zamiast płynąć średnio 10 węzłów płynęliśmy 7-8, ale za to z ogromnym zapasem bezpieczeństwa, bo na tym zestawie żagli nawet 30 węzłów w podmuchach nie jest straszne. Natomiast przy 30 węzłach spinaker dawno wyfrunąłby z własnych ramek i prawdopodobnie pożegnał na zawsze…
Co nomen omen poniekąd stało się dzisiaj rano. Patrz zdjęcie w załączniku.
Siedzieliśmy sobie z Jackiem kulturalnie przy sterze. Płynęliśmy bardzo stabilnie. Nie było podmuchów. Nie podjechaliśmy do wiatru tak aby na przykład spinnaker się złożył, a potem nagle zapalił. O nic też nie zahaczył. Aż tu nagle na pełnym gazie uśmiechnął się do nas dołem od ucha do ucha trzymając się na koniec tylko na lewej ramce. Prawa ewidentnie puściła. Już wymyśliliśmy jak go w tej wersji ręcznie zmodyfikować i poszyć, więc trzymajcie kciuki za naprawę. Na pewno jeszcze przed nami dużo sytuacji z umiarkowanymi wiatrami z tyłu kiedy spinaker jest absolutnie najlepszym żaglem, bo i najstabilniejszym i najszybszym. Szczególnie na tak szerokiej jednostce wielokadłubowej nie wymaga on w ogóle spinakerbomu, więc obsługa jego poza samym składaniem jest mega uproszczona jak również zwroty przez rufę są praktycznie niezauważalne i niezajmujące w
przeciwieństwie do operacji akrobatycznych jakie trzeba wyczyniać na klasycznej jednokadłubówce angażujących całą załogę. Właściwie jedyną operacją jaka wymaga dużej ostrożności, wprawy i w zasadzie nie różni się zaangażowaniem załogi od jednego kadłuba jest zrzucanie spinakera. Tak samo należy wypuścić z niego powietrze, a potem ściągnąć na całą długość gigantyczna skarpetę. Powoduje ona, że spinaker nie może już złapać w siebie wiatru i grzecznie można go nawet przy dużym wietrze ściągnąć na dół i złożyć do żaglowni. Nie mniej jednak moment kiedy podjeżdżamy do wiatru i wypuszczamy szot, by wypuścić z żagla wiatr, by w ogóle dało się ściągnąć w dół skarpetę wygląda nieco dramatycznie i przy 20 węzłach wiatru spinaker zasadniczo sprawia wrażenie jakby chciał zabić każdego kto wpadnie w pole rażenia. Ważna jest więc w tym manewrze dobra koordynacja między sternikiem, a ekipą na dziobie. Nam się udało wzorowo.Bardzo muszę tu pochwalić całą załogę za mega zgranie i zgrabne i szybkie pozamiatanie spinakera.
Z innej bajki. Dzisiaj rano jak stawialiśmy spinaker zauważyliśmy łódkę za nami co oczywiście spotkało się z dużym entuzjazjmem ze strony obu załóg jak się potem okazało. Dzięki spinakerowi zwróciliśmy się o 30 stopni bardziej w dół wiatru i przecięliśmy i dogoniliśmy jak się okazało również trimaran Neel tyle, że jeden z nowszych , bo 51, Na pokładzie austriacka rodzina, która właśnie zakupiła Kamalę w Miami i płynie nią na Morze Śródziemne.
Pogadaliśmy sobie miło na radiu. Przepłynęliśmy obok nich około 30 metrów za ich rufą i pomknęliśmy dalej nieco bardziej na północ niż oni. Potem jak podarł nam się spinaker to zdążyli nas znowu wyprzedzić. Teraz straciliśmy ich z widoku i z zasięgu radia, więc nie wiemy dokładnie gdzie są. Nie mniej jednak było to niesamowite spotkanie ponieważ szanse spotkania drugiej łódki na środku Atlantyku są znikome, a jeszcze, żeby to był trimaran i to z tej samej stoczni to już prawie niemożliwe
Pozdrawiamy serdecznie
Załoga Poly
Dane na ten moment: log 49672 (czyli nie przymierzająć równe 1200 mil od startu 48470) czyli prawie 1/4 całej drogi, wiatr 20-23 z południowego-zachodu, prędkość 8-13 węzłów zależnie, czy z fali czy pod falę, kurs 050 (celujemy w most wiatrowy między dwoma niżami za 3-4 dni ;))
Zapraszamy na kolejne relacje prosto z Oceanu.
Jeżeli czujesz, że nasza twórczość jest dla Ciebie wartościowa i wnosi do Twojego codziennego życia radość to dołącz do nas i wesprzyj nasze działania. Będziemy mega wdzięczni za Twoje wsparcie.
Zapraszamy do dołączenia do naszej grupy Patronów, którzy min. mogą śledzić Bartka online w naszej zamkniętej grupie LOVE BOAT na facebooku:
https://www.facebook.com/groups/2314256138815617
Aby dołączyć do nas zapraszamy po więcej informacji tutaj: https://pl.sailoceans.com/wspieraj-nasza-tworczos
Dziękujemy,
Ania Dawidowska
1 Komentarz
Czytając ten wpis od razu pomyślałam o Was i Robertiku. Może nie jest to niezbędne Wam słownictwo ale może choć się pośmiejecie https://www.facebook.com/100000429612258/posts/4333909256633352/?sfnsn=mo
Sprzyjających wiatrów i awarii do opanowania ⛵